Ostatnio na jednym ze spotkań wpadła mi dość ciekawa myśl. W życiu często mówimy o pasjach. Nierzadko sam w rozmowach duchowych mówię – znajdź swoją pasję! Często też słyszę – nic mnie nie cieszy, nie potrafię znaleźć tego, co mnie interesuje, jestem ciągle niezadowolony.
Dla mnie osobiście – pasja – to pewna droga do osiągnięcia konkretnego celu. Nie cel sam w sobie. Choć zdobycie Go przynosi radość. Mam świadomość, że na ziemi nie zdobędziemy takiego celu, który w pełni by zadowolił, wypełnił. Taki cel odkrywa się wyłącznie w samym Bogu. Przypuśćmy – ostatnio popsuł mi się laptop, więc moim celem było kupno nowego. To, co najbardziej mnie fascynowało – to ciekawość jaki będzie ten nowy, oraz samo oczekiwanie, często rezygnacja z czegoś przyjemnego, bo przecież trzeba było mieć pieniądze, aby go kupić. Kiedy cel został osiągnięty – emocje minęły. Laptop zdobyłem – byłem zadowolony. Ale kiedy już poznałem jego możliwości euforia minęła. Niestety – rzeczy materialne są skończone, a więc i szczęście jest skończone… Image may be NSFW.
Clik here to view. Po pewnym czasie zauważyłem, że pojawiają się inne, nowe pragnienia. I tak w kółko…
Czemu by w takim razie nie znaleźć jakiegoś celu, który będzie kończył się śmiercią, a zdobycie go będzie dawało nieskończoną radość? Chodzi o to, że całe życie będzie fascynujące, ponieważ jego celem będzie zdobycie tego, na co się przez cały czas pracuje. Oczywiście, szczęściem trwającym wiecznie będzie Bóg. Bo kiedy Go ujrzę twarzą w twarz – euforia nie minie. Ale dojrzewanie do spotkania z Bogiem dokonuje się przez codzienność. Co za tym idzie musimy również szukać celów innych. Przypuśćmy – dla narzeczonych celem ma nie być ślub – bo okres od poznania się do ślubu będzie najlepszy – a kiedy cel się osiągnie (małżeństwo), to wróci szara codzienność – tylko, że z dodatkowym „balastem”. nie można więc tylko patrzeć na okres narzeczeństwa w ten sposób, że „byle do ślubu” – bo ślub to tylko pewien etap, powiedziałbym nawet – początek drogi. Jeśli na chodzenie ze sobą będzie się spoglądało przez pryzmat życia razem do śmierci, a w małżeństwie będzie się odkrywało drogę do zdobycia celu, przez budowanie w sobie tożsamości męża, żony, matki, ojca itd., to wtedy całe życie będzie dojrzewaniem i będzie fascynujące – przez upadki i powstania. Ta droga stanie się prawdziwą pasją – w której będzie coś z ekscytacji i coś z cierpienia. Ale sam ten proces będzie czymś porywającym.
Tak samo jest ze świętością – pragnienie zostania świętym, powoduje, że zaczynam się strać żyć tak, aby ją osiągnąć. To jest mój cel! Dlatego, każde zejście z drogi ku świętości staje się motywacją, aby więcej wymagać, aby szukać pomocy, powstawać i zmieniać się. To będzie ciekawe życie, w którym nigdy się nie powie, że cel został osiągnięty. Jego kresem będzie finał mojego życia na ziemi.
To samo jest z wieloma innymi pasjami. Bycie lekarzem, nauczycielem nie kończy się wraz ze zrobieniem odpowiedniej aplikacji czy awansu zawodowego. Gdyby tak było, to ów zawód już nie byłby pasją, ale zwykłym rzemiosłem, w którym zaczynamy się męczyć. To, co robię ma być sensem mojego życia – po jego kres.
Mam nadzieję, że dobrze zostałem zrozumiany. Jeśli więc dziś ktoś mi mówi, że jest nieszczęśliwy, to albo nie znalazł pasji w swoim życiu – czyli celu, sensu – albo ją znalazł tylko, że nic nie robi w tym kierunku by ją zdobyć. Są pewnie jeszcze tacy ludzie, którzy szukają czy żyją pasjami chwilowymi. One szybko się kończą – a człowiek zdobywszy wszystko – nie widzi sensu życia lub pragnie nowych wrażeń, kończących się równie szybko jak się pojawiających.
Być szczęśliwym to być na właściwej drodze w zdobywaniu szczytów, celów. Każde zejście z tej drogi będzie wnosiło niepokój i smutek.