„Witaj – jak się masz?
Dawno szczerze z Tobą nie rozmawiałem. Nie wiem nawet od czego zacząć. Trudno i głupio jest pisać do kogoś, komu tak mało czasu się poświęcało. Wiesz dobrze jak to jest w życiu, ciągle trzeba o coś zabiegać, z czymś się zmagać. Dlatego powinieneś zrozumieć mnie choć trochę – choć pewnie, to nie jest usprawiedliwienie – mimo, że na pierwszy rzut, oka tak to wygląda. Mam świadomość, że to trochę głupia wymówka, dla miłości przecież można życie oddać, a ja się obowiązkami zastawiam. Zresztą do kogo ja piszę – sam wiesz Jezu jak to wygląda. Na dobrą sprawę powinieneś się obrazić, masz do tego prawo, ja zrozumiem, ale już teraz wiem, że bez Ciebie moje życie zacznie umierać, uschnę z tęsknoty. Dlatego jeśli tylko będziesz gotowy mi przebaczyć to zrób to…! Bardzo Cię o to proszę.
Pamiętam nasze spotkanie podczas wielkopiątkowej adoracji. Było to już dobre kilkanaście lat temu. Ta niemoc która mnie ogarnęła, a zarazem dziwny pokój i radość była czymś wyjątkowym. Do dziś wspominam ten moment, kiedy jakby na chwilę czas się zatrzymał. Wiem, że byłeś blisko… Takich chwil się nie zapomina. Dosłownie – chwil… Wiem, że nawet gdyby nikt w to nie uwierzył, to ten czas był tylko dla nas.
Dziś piszę do Ciebie, bo wiem jak trudno mi żyć, gdy jesteś daleko. Wiem, to nie Twoja wina. To ja postanowiłem iść na skróty. Mam świadomość, że więcej myślałem o sobie. Może chciałem się jakoś urządzić, aby później przypomnieć sobie o Tobie. To nie jest tak, że zapomniałem, ale chyba bardziej sfolgowałem… Nie byłem chyba jeszcze przygotowany na poważną miłość. Bardziej widziałem w Tobie przyjaciela, który był mi potrzebny w chwilach trudnych. Zresztą pewnie odpiszesz, że trudno to nazwać przyjaźnią… Jezu uczę się dojrzewać do tej miłości. Czy dziś jestem na nią gotowy…? Nie mam zielonego pojęcia… Nie wiem gdzie jest granica między pewnością a wątpieniem, między wiarą a jej brakiem…? Znów pewnie napiszesz – ile można czekać…? Nie wiem kiedy będę gotowy, tak naprawdę. Nie wiem czy będziesz się dziś godził na takie relacje – jeszcze nie do końca jasne… Ale jeszcze wiele muszę zrozumieć i pewnie wycierpieć. Myślę, że to jakaś droga. Widzę po sobie, że dojrzewam, ale jakoś nie do końca w słońcu, jakby co rusz wchodzę w cień.
A Ty jak się masz? Dużo piszę o sobie, a chciałbym abyś Ty coś mi napisał. Czy dobrze się czujesz, jakie plany masz na przyszłość? A może chciałbyś nas odwiedzić? Wiem, że u mnie w domu nie wszyscy na Ciebie czekają. Są tacy, którzy by Ci wygarnęli wszystko i oskarżyli za swoje nieszczęścia. Sam nie wiem jak ich przekonać, że jest odwrotnie. Już argumenty mi się kończą. Gdybyś niebawem przybył, to wszystko byś im wytłumaczył. Oni Cię za bardzo nie znają. Zresztą niektórzy nie mieli okazji w ogóle Cię spotkać.
Może potrzebujesz coś ode mnie? Zresztą to chyba głupie pytanie. Przecież zawsze mówiłeś, że masz wszystko. Wiem – czego jeszcze nie masz – tej mojej pełnej miłości… Hmm – to nie jest takie łatwe zrezygnować z planów i wybrać się w podróż z Tobą. Tym bardziej, że nawet się jakoś zorganizowałem, ale daj mi jeszcze chwilę, obiecuję, że niebawem Ci odpowiem.
Spotkajmy się może jakoś przy najbliższej okazji. Wiem gdzie Cię spotkać – nie musisz mi dawać adresu. Chcę bardzo Cię usłyszeć i chcę Cię znów dotknąć, poczuć. Będę robił wszystko, aby stanąć przed Tobą w prawdzie, nie będę Cię w niczym okłamywał… Niebawem Cię odwiedzę!
Kończąc ten list – żyję szybką nadzieją EUCHARYSTII – naszego spotkania. Dziękuję, że chciałeś przeczytać ten list i poświecić mi trochę czasu.”
JA!