„Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy». A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: «Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga?» Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: «Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!». On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. ” Mk 2,1-12
Ostatnio nasłuchałem się historii o pewnej osobie, która niestety niedawno zmarła. Jeszcze półtora miesiąca temu, życie tej osoby wyglądało inaczej. Miała ona swoje plany i marzenia, jednak wyniki badań, które informowały o chorobie nowotworowej szybko zmieniły priorytety, a najbliższe sprawy stały się jak marzenia, o których można było tylko śnić. Oto życie, kruche i niepewne. Choroba nie trwała długo, ale odsłoniła prawdę. Nie tylko o nim, ale również o jego bliskich. Ktoś spoza rodziny obiecał mu, że przejdą razem tę chorobę, nie zastanawiając się co to znaczy, ale nie rodzina. To smutne, ale własnie tak wyglądała rzeczywistość. Ważniejsze stało się zwolnienie L4, rzeczy osobiste i Sylwester, przecież ile można siedzieć przy chorym ojcu. Każde przyjście dzieci było pytaniem, czy jeszcze żyje. To jak wyrok, który już dawno był ogłoszony, a teraz pozostało oczekiwanie na śmierć. Nie mieli czasu, aby nawet o księdzu pomyśleć. O wszystkim pomyślała jedna osoba, ta spoza rodziny, która w życiu zmarłego pojawiała się kilka tygodni przed chorobą. Jakby Bóg, chciał powiedzieć, daję ci takiego „anioła”, który będzie blisko ciebie.
Historia przyniesionego paralityka przypomniała mi tę historię. Ona nie jest legendą czy opowiadaniem. To rzeczywistość, która jest wśród nas. Są ludzie, którzy przynoszą ulgę w cierpieniu przez słowo, życzliwość, obecność. Są też i tacy, którzy przynoszą Chrystusa w miłosierdziu, przebaczeniu. Trzeba być wrażliwym, aby dostrzec potrzebę. Ktoś powie, że w historii paralityka, Chrystus uzdrowił człowieka. Tutaj tego nie było? Zgadza się! Ale uzdrowienie przychodzi różnymi drogami. Może dzięki przyjętym sakramentom, Chrystus uwolnił z niewoli grzechu. Może przez prawdę o ludziach, Bóg uzdrawia relacje. Może przez prawdę o kruchości życia, Bóg uzdrawia wzrok, który pozwala więcej widzieć. Przez spotkanie z Bogiem, może doświadczyć wielu uzdrowień. Czasami jednak potrzeba tych, którzy przyprowadzą, nie przestraszą się, znajdą czas, podejmą wysiłek. Od dziś w sposób szczególny zacznę modlić się do Boga, aby i na mojej drodze postawił takie osoby.
Może ty też zacznij się o to modlić, bo gwarancji nigdy nie ma.