Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek w roku był taki dzień, kiedy tak bardzo wyraźnie ścierają się ze sobą dwa światy. Z jednej strony świat ludzi zbawionych, świętych – a z drugiej ludzi potępionych, „błąkających” się poza granicami nieba. Dziś wielu oddaje cześć świętym, a wielu przez zabawę i nie tylko – bo dla jednych, jak to się potocznie mówi to „tylko zabawa”, a dla innych to czas „magiczny”, który wykracza poza zabawę, – oddaje cześć tym drugim.
Dziś poniekąd doświadczyłem tej różnorodności na własnej skórze, stając się częścią jednego i drugiego świata. Hmmm – jak to…? Ksiądz częścią tego drugiego…?
Postanowiłem wybrać się na tak zwaną Noc Świętych. W naszym mieście, jak i pewnie w wielu innych organizuje się specjalne nabożeństwa w wigilię Wszystkich Świętych. Na te nabożeństwa, przynoszone są różne relikwie świętych, które mają przypomnieć dwie ważne prawdy – jesteśmy powołani do świętości oraz świętość nie jest czymś ekskluzywnym.
Wróćmy jednak do głównej myśli. Wybrałem się więc na to spotkanie modlitewne. Nie było bardzo daleko, więc jak to się mówi – poszedłem z „buta”. W połowie drogi minąłem dwóch chłopaków – jeden z nich patrząc na mnie powiedział do swojego kolegi – o Halloween się rozpoczął. Zaznaczam, że szedłem w sutannie, a więc pomyślałem, może rzeczywiście strasznie wyglądam. Taki trochę przebieraniec wyszedł na ulicę i straszy. Ważne, że chłopaki nie zaczęli krzyczeć, bo nie wiem czy oni, czy ja bym zaczął uciekać.
Hmm… no cóż wyszło jak wyszło – szedłem na spotkanie ze świętymi, a okazało się, że stałem się straszydłem i to w cale nie dla zabawy. Co ciekawe, w wyjątkowy sposób nie ogarnęła mnie żadna złość na nich, wręcz przeciwnie, z jednej strony się trochę uśmiałem w duchu, z drugiej zaś doszedłem do wniosku, że już prawie byłem męczennikiem za wiarę. Oczywiście proszę się nie bulwersować, specjalnie to wyolbrzymiłem. Chodzi o to, że jak krzywo na mnie ktoś patrzy, a w kontekście jest wiara – to zawsze dla mnie to jest zaszczyt. Bo wreszcie mogę powiedzieć – no widzisz Panie Boże – nie zawsze mnie klepią po ramieniu i ślą komplementy (a coś czuję, że czasami jest tego znacznie za dużo), są dni, że jest odwrotnie i wtedy mogę coś Ci dać, co jest jakąś formą rezygnacji ze mnie. Takie momenty stają się okazją do tego, aby powiedzieć – Panie, to daję Tobie – od siebie. Licho z tym u mnie, ale wiem, że każdy przejaw jakiegoś mojego upokorzenia, staje się dowodem na to, że naprawdę Ty dla mnie jesteś najważniejszy.
Trochę mi głupio, że chłopaki mogli się przestraszyć – ale ja naprawdę nie chciałem nikogo urazić. Po prostu od czasu do czasu tak się ubieram. Może od dziś postaram się robić to częściej, aby następnym razem ktoś sobie nie pomyślał, że sutanna to jest strój Halloweenowy. Jeśli ludzie dziś tak bardzo walczą o tzw tolerancję do wszystkiego, to może i mnie w sutannie uszanują i nie będą robić zdziwionej miny – jak czasami u mnie w szkole… Chyba zacznę ludzi przyzwyczajać do tego stroju – żeby nie pomyśleli, że to już przeżytek. Nie obiecuję, że wszędzie będę w niej chodził – ale postaram się częściej! Tym bardziej, że sutanna mimo wszystko nie jest tylko dziwnym strojem – ale również znakiem, że jest się uczniem Chrystusa. I może właśnie, nie krój tego stroju straszy, ale ów znak, tak bardzo „koli” w oko! Może o to chodzi, że sutanna przypomina Chrystusa, a Tego chętnie zepchnęłoby się w podświadomość.
Hmm – a więc może to nie mój wygląd przestraszył, a to, co ten strój oznacza… Nie zmienia to jednak faktu, że będę w przyszłości przypominał – ewentualnie – straszył, możecie wybrać co chcecie – bo w sutannie niebawem znów się pojawię.
A więc bójcie się ludzie – „BATMAN NADCHODZI”!!!