„Gdy lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: „Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem”.
Symbolika zdejmowania czy też rozwiązywania sandałów ma swoją starożytną tradycję w religijnej obyczajowości Izraela. Jak mówi np. Księga Rut, istniał pewien zwyczaj w Izraelu dotyczący prawa do kobiety, której mąż umarł (prawo lewiratu). Stawała się ona prawnie własnością następnego w kolejności brata lub najbliższego krewnego. Ktoś inny mógł ją jednak odkupić, jeśli osoba, której się ona należała, pozwalała sobie publicznie na zdjęcie sandała. Ten gest oznaczał zezwolenie na to, by ktoś inny nabył do niej prawo (Rt 4,7–8; Pwt 25,9).
Patrząc na postać Jana Chrzciciela, można zauważyć w nim ogromną pokorę. Dzięki swojej działalności, stał się osobą bardzo popularną. Przecież nie tylko lud prosty przychodził go słuchać, ale również żołnierze, uczeni w Piśmie a nawet sam Herod chętnie to robił. Jan Chrzciciel, otoczony rzeszą ludzi, którzy poszukiwali sensu życia i liczyli na Boże przebaczenie, nie zatraca swojej głównej misji. Przecież ma być, głosem na pustyni, który przygotowuje drogę, Temu najbardziej oczekiwanemu, a nie tym, który pretenduje do miana zbawiciela. Nie rezerwuje sobie zaszczytów, on kieruje wzrok ku Dziedzicowi – Oblubieńcowi, który wraca do swojej własności, swojej Oblubienicy, a która przez grzech uśmierciła Boga. Święty Jan mimo swojej popularności w odpowiednim momencie usuwa się w cień, aby swoją osobą nie przesłonić Chrystusa.
Przychodzący Chrystus jest w stanie chrzcić Duchem i ogniem, tzn. tylko On może oczyszczać w pełni i skutecznie z grzechów. Tylko on może na nowo przywrócić utraconą więź. Dokonuje się to mocą Bożego Ducha, poprzez wypalane tego, co jest brakiem dobra. To tak jak ze złotem – aby było najcenniejsze, musi być wypalone w tyglu. Tylko On ma prawo sądzić człowieka o którym świadczą jego czyny.
Ciekawe jest to, że mimo tych zapowiedzi, ludzie przyjmują chrzest od Jana. Przecież nie ma on takiej wartości jak ten, który niesie Chrystus. Czy nie lepiej byłoby poczekać na Tego, który niesie pełnię wolności? Postawa ludzi, skłania do poważnej refleksji. Może rzeczywiście nie ma co czekać, aż w naszym życiu objawią się wielkie sprawy Boże, tylko warto korzystać, ze wszystkich dostępnych środków, aby już teraz przybliżyć się do Boga. Kto wie ile jeszcze mamy czasu? Czasami mam odczucie, że czekamy na wielkie wydarzenia, zapominając o tym, że po drodze mamy wiele innych – drobniejszych, które stają się dla nas ogromną łaską, a i odpowiednio przygotowują nas na ten moment najważniejszy – spotkanie ze Zbawicielem.
Prawo do Oblubienicy – Kościoła – ma więc tylko Jeden. Ten, który może dać wolność i który może wyzwolić z żałoby, którą jest ciemność – grzech. Już nie może rządzić nami śmierć – rządy zostają przywrócone temu, który daje życie. To Chrystus, staje się Tym, który po grzechu nadaje godność i kształtuje nową tożsamość.