Młodzież z duszpasterstwa ciągle mnie zaskakuje. Podczas jednego ze spotkań jedna z dziewczyn, która niedawno zmieniła swój stan na małżeński powiedziała coś, co nie tyle, że mnie zaskoczyło, co raczej ucieszyło. Stwierdziła, że wszystkie porady dotyczące udanego małżeństwa są niczym przed tym, co ona ze swoim mężem doświadcza. Jej małżeństwo staje się czymś wyjątkowym, kiedy razem ze swoim mężem idą do sakramentu pokuty i pojednania. Widząc swojego męża przed konfesjonałem czuje wewnętrzne wzruszenie i wdzięczność Bogu, za niego. Ten sakrament staje się dla nich miejscem rozwiązywania konfliktów.
Słuchając jak o tym opowiada pomyślałem sobie, gdyby wszystkie katolickie małżeństwa przed Bogiem rozwiązywały swoje problemy, to może byłoby mniej rozwodów. A tak, to tylko się słyszy, że ze swoimi „brudami” idzie się do sądów, aby tam przed ludźmi pełnymi słabości mówić o swoim życiu, nierzadko wyciągając najgorsze sceny ze swojej codzienności.
Im mniej w naszym życiu Boga i im mniej powierzania mu swoich spraw i stawania przed Nim w prawdzie, tym więcej nienawiści, konfliktów czy obłudy. Chciałoby się powiedzieć aby było jak najwięcej takich mężów i takich żon, które razem swojej słabości potrafią stanąć przed Bogiem, a i pośrednio przed sobą.